poniedziałek, 19 listopada 2012

Termitomania

Wreszcie doczekaliśmy się deszczy. Zazieleniło się. Obudziło się życie – przeróżne ptaki, żuczki, chrząszcze, chrabąszcze, trzmiele, ważki, i masa innych różnorakich owadów oraz zwierzątek, ale również skorpiony i węże :/, no i komaaary. Pewnego dnia zaś, po pierwszych porządnych deszczach okolicę opanowały miliony! termitów, które wyleciały na swój doroczny lot godowy. Niesamowite zjawisko. Po prostu chmury kłębiące się wokół lamp oraz jednostajnie wypełniające powietrze. Nie dało się przejść nawet paru metrów żeby nie być nimi oblepionym. Mieszkańcy czekają z niecierpliwością na ten jeden dzień w roku. I kiedy wreszcie nadchodzi stanowi nie lada święto. Przez cały wieczór wszyscy się uwijają, aby nazbierać ich jak najwięcej. Dzieciaki biegają, prześcigają w tym kto ma więcej, obsypują nimi nawzajem. Nie jest to zaś trudne, gdyż ziemia jest nimi usłana jak dywanem. Są po prostu wszędzie! A ich skrzydełka jeszcze przez parę kolejnych dni codziennie wirują z wiatrem po okolicy oraz plączą się po domu, pomimo kilkukrotnego codziennego ich wymiatania.
Tego szczęśliwego wieczoru, po uzbieraniu możliwie największej ilości, odbywa się wielkie gotowanie ;) W całej okolicy unosi się zapach prażonych termitów. My również braliśmy udział w tym niecnym procederze. :) Chłopaki u nas byli doskonale przygotowani na tę okazję już od dawna. Nazbierali dziesiątki kilogramów tych pożywnych owadów, a następnie prażyli je na specjalnej blasze. Do późnych godzin nocnych odbywała się wielka produkcja. Przyrządzili tyle, że wystarczy im na pewno na kilka miesięcy.
            Piotrek posmakował termitów już podczas swej poprzedniej wizyty, dla mnie jednak był to pierwszy raz. Przez parę godzin opierałam się namowom by skosztować tego przysmaku, nazywanego przez lokalnych mieszkańców „małą wołowiną”. W końcu jednak się odważyłam, z nie lada obrzydzeniem - spróbowałam... i muszę przyznać, że ku memu ogromnemu zaskoczeniu okazały się naprawdę bardzo smaczne. :) 

Z góry przepraszam za złą jakość zdjęć, jednakże duża ilość dymu, nocne światło, ograniczone możliwości naszego aparatu oraz niewystarczające umiejętności fotografa nie pozwoliły na wierne oddanie termitowej biesiady. ;)


Ziemia wokół latarni usłana termitami...












Produkcja.. ;)





W garnku jeszcze żywe.. w misce już uprażone










Po wstępnej obróbce, ale jeszcze ze skrzydełkami




Smacznego!  ;)



1 komentarz: