Wreszcie
doczekaliśmy się deszczy. Zazieleniło się. Obudziło się życie – przeróżne
ptaki, żuczki, chrząszcze, chrabąszcze, trzmiele, ważki, i masa innych różnorakich
owadów oraz zwierzątek, ale również skorpiony i węże :/, no i komaaary. Pewnego dnia zaś, po
pierwszych porządnych deszczach okolicę opanowały miliony! termitów, które
wyleciały na swój doroczny lot godowy. Niesamowite zjawisko. Po prostu chmury
kłębiące się wokół lamp oraz jednostajnie wypełniające powietrze. Nie dało się
przejść nawet paru metrów żeby nie być nimi oblepionym. Mieszkańcy czekają z
niecierpliwością na ten jeden dzień w roku. I kiedy wreszcie nadchodzi stanowi
nie lada święto. Przez cały wieczór wszyscy się uwijają, aby nazbierać ich jak najwięcej.
Dzieciaki biegają, prześcigają w tym kto ma więcej, obsypują nimi nawzajem. Nie
jest to zaś trudne, gdyż ziemia jest nimi usłana jak dywanem. Są po prostu
wszędzie! A ich skrzydełka jeszcze przez parę kolejnych dni codziennie wirują z
wiatrem po okolicy oraz plączą się po domu, pomimo kilkukrotnego codziennego ich
wymiatania.
Tego
szczęśliwego wieczoru, po uzbieraniu możliwie największej ilości, odbywa
się wielkie gotowanie ;) W całej okolicy unosi się zapach prażonych termitów. My
również braliśmy udział w tym niecnym procederze. :) Chłopaki u nas byli doskonale
przygotowani na tę okazję już od dawna. Nazbierali dziesiątki kilogramów tych
pożywnych owadów, a następnie prażyli je na specjalnej blasze. Do późnych
godzin nocnych odbywała się wielka produkcja. Przyrządzili tyle, że wystarczy
im na pewno na kilka miesięcy.
Piotrek
posmakował termitów już podczas swej poprzedniej wizyty, dla mnie jednak był to
pierwszy raz. Przez parę godzin opierałam się namowom by skosztować tego
przysmaku, nazywanego przez lokalnych mieszkańców „małą wołowiną”. W końcu jednak się
odważyłam, z nie lada obrzydzeniem - spróbowałam... i muszę przyznać, że ku memu ogromnemu zaskoczeniu okazały się naprawdę bardzo smaczne. :)
Z góry przepraszam za złą jakość zdjęć, jednakże duża ilość dymu, nocne światło, ograniczone możliwości naszego aparatu oraz niewystarczające umiejętności fotografa nie pozwoliły na wierne oddanie termitowej biesiady. ;)
Po wstępnej obróbce, ale jeszcze ze skrzydełkami |
Smacznego! ;)
mało pawia nie puściłam
OdpowiedzUsuń