poniedziałek, 19 listopada 2012

Zimbabwańskie kulinaria


Termity to nie jedyne „egzotyczne” jedzenie, które mieliśmy okazję zasmakować w ostatnim czasie. Niedawno bowiem jedliśmy słonia. - Dla mnie za twardy :/ ... nawet pomimo 6-godzinnego gotowania i smażenia... Wczoraj zaś mieliśmy prawdziwą ucztę zajadając przepyszne krokodyle mięso – jak dotąd nasze ulubione. Na dzisiejszym obiedzie natomiast będzie królował Ginefal, innymi słowy Chicken Runner, czyli taki niby dziki kurczak, coś pomiędzy naszym indykiem i kurczakiem. Bardzo smaczny.  



Oto kawałek słonia po wstępnej obróbce


Krokodyli ogon w częściach

A to kawałek łuski, jakby ktoś miał wątpliwości czy to aby na pewno krokodyl ;)




Chicken runner


         Zapomniałam napisać, że jak byliśmy w Great Zimbabwe, to jedliśmy…truskawki. Pyszne! :) Chodziły już za mną od Blantyre (Malawi). Tam bowiem było ich dużo, sprzedawali normalnie na ulicy, ale zawsze nam było nie po drodze, żeby kupić. Zazwyczaj akurat gdzieś szliśmy i nie chcieliśmy by się gniotły, a nie mieliśmy gdzie umyć itp.. i planowaliśmy kupić w drodze powrotnej, ale jak wracaliśmy to już ich nigdy nigdzie nie było. Wyjeżdżałam więc z Malawi bardzo niepocieszona faktem, że przepuściłam taką okazję. Potem spotkaliśmy je znów w Mozambiku, ale tylko w jednym miejscu i horrendalnie drogie. Musiałam się więc znów obejść smakiem. No i w Masvingo (Zim) znaleźliśmy je ponownie i względnie tanio, pomimo faktu, że były importowane z RPA. Co zarazem oznacza, że w RPA jest ich pewnie dużo i za grosze :) Już się nie mogę doczekać… ;)



1 komentarz:

  1. Jak to słonia??? Przecież one są na wyginięciu i pod ochroną:/ wiem bo kolega znajomego ma discovery chanel. Jedynym wytłumaczeniem dla Was może być fakt że ten słoń najpierw zdechł... najlepiej ze starości :)

    OdpowiedzUsuń