Bom dia!
Zgodnie
z planem w sobotę (20/10) przekroczyliśmy granicę kolejnego kraju. Jest on
bardzo rozległy, a głównymi atrakcjami
są: wybrzeże, Jezioro Niasa oraz parki narodowe – czyli wszystko to co już
widzieliśmy w sąsiadujących krajach. Dlatego też od samego początku nie
planowaliśmy spędzać w Mozambiku za wiele czasu, a raczej traktowaliśmy go jako
kraj tranzytowy by najkrótszą drogą dostać się do Zimbabwe. Oczywiście kilka
dni i tak chcieliśmy tu pomieszkać, by choćby „liznąć” tutejszej kultury,
sposobu bycia i życia lokalnej ludności itp. Obawialiśmy się co prawda jak to
będzie z komunikacją, gdyż Mozambik w przeciwieństwie do 3 poprzednich krajów,
które odwiedziliśmy dotychczas, jest byłą kolonią Portugalii, a co za tym idzie
język portugalski jest tu dominującym. Kusiły jednak zasłyszane opowieści i
opinie jakoby był to kraj bardzo tani, najtańszy ze wszystkich okolicznych, że
wszystko jest wręcz bajecznie tanie, że podróżowanie po nim, noclegi itp. są tanie jak barszcz itd.
Zdumienie
nasze było ogromne kiedy już na samej granicy okazało się, że wizy do Mozambiku
są najdroższe z dotychczasowych. Wg przewodnika miały kosztować 25$/os,
kosztowały zaś 86$/os. I potem było tylko gorzej. Miejsca noclegowe polecane
przez przewodniki w mieście, do którego się udawaliśmy opiewały, w najtańszym i
najgorszym miejscu na 135 zł, w dwóch pozostałych 250 i powyżej 350 zł. Szok!
Musieliśmy się więc nieźle nakombinować by znaleźć coś na kieszeń podróżników
takich jak my ;) No i znaleźliśmy, za ok 40 zł za pokój, ale warunki nie były
powalające :/
Z
komunikacją zaś okazało się nie tak najgorzej. Szybko podłapaliśmy podstawowe
zwroty portugalskie. Przydawały się również słówka z innych lokalnych języków
afrykańskich, no i oczywiście język migowy :)
I
tak spędziliśmy 1,5 dnia w Tete… gdzie prawie jedyne co pamiętamy to koszmarny
upał, nie do wytrzymania nawet w nocy. Ponadto miasteczko bardzo zasobne we
wszelkie dobra. Wreszcie znalazłam wafle ryżowe! :) Poza tym brudne i zatoczone, jak wiekszosc podobnych miast afrykanskich.
Potem
udaliśmy się do Songo, miejscowości położonej kilka km od 5-tej co do wielkości
tamy na świecie, na rzece Zambezi, pośród gór. Rzeczywiście robi wrażenie. Co
prawda obserwację jej postanowiliśmy podjąć od innej niż powszechna dla
normalnych ludzi strony. Zamiast podjechać do niej samochodem, poszliśmy do tamy
przez góry. Widoki fantastyczne, jednak okazało się to zbyt ekstramalnym
wyzwaniem i pierwszy raz nie polecamy tak alternatywnego rozwiązania ;)
Samo miasteczko
Songo – jeszcze nie widzieliśmy takiego miejsca w Afryce. Bardzo bogate,
zadbane. Zdominowane w całości przez inwestycje rozwijające się wokół tamy i
hydroelektrownię. Pełne luksusowych domków pracowników ww.
Po
3 dniach w Songo udalismy się do Zimbabwe, skad wlasnie piszemy. Ale o tym potem..
Wrażenia
z Mozambiku? …Hmm… Mamy bardzo mieszane uczucia. Może zobaczyliśmy zbyt mało by
wyrażać jakiekolwiek opinie, acz co nieco chyba możemy powiedzieć. Bez
wątpienia czuć tu ducha portugalskiego… Ogólne rozleniwienie, luz, niezbyt dużą
dbałość o szczegóły. Szokujące są ceny. Za usługi, za jedzenie, noclegi itp.
Znacznie wyższe niż my znamy choćby z Warszawy. Największym zdziwieniem jakie
dotychczas nas spotkało była kawa wypita w Tete. Zamówiliśmy jedyną dostępną
spośród 4 wymienionych w karcie, przy
okazji najtańszą, która kosztowała 50 Mtc, czyli na nasze ok 6 zł. I
poprosiliśmy z mlekiem. Po 0.5 h pan przyniósł nam maleńkie filiżanki kawy i
mleko w dzbanuszku. Użyliśmy tego mleka
dosłownie po parę kropel, pozostawiając ¾ dzbanuszka. Po czym okazało się, że
nasze kawy kosztowały po 50 mtc, a mleko do nich po 40 mtc! To pierwszy raz
kiedy musieliśmy osobno dopłacić za mleko.. i to prawie tyle co za kawę. Dziwny
kraj… Poza tym, wiekszosc spotkanych ludzi nie bylo zbyt przyjaznych, tacy naprawde srednio mili. Tak szczerze, poznalismy tylko 2 absolutnie przesympatycznych,
bezinteresownie pomocnych i uczciwych Mozambijczykow... inni przyjazni okazywali sie byc Zimbabwanczykami, Malawijczykami itp... Stąd więc nasze mieszane uczucia. I raczej nie chcemy tam wrocic.
Pozdr :*
Zapomnieliśmy o jednym odnośnie Mozambiku. Otóż musimy mu jednak oddać honor w pewnej kwestii.. Mają tam naprawdę bardzo dobre piwo, duży jego wybór i odpowiednią pojemność (550 ml i 375 ml) - każdy zatem może znaleźć coś dla siebie :)
Miłosz nie ma takich kapselków, mam nadzieję, że wujek pamięta o siostrzeńcu :)) Pozdrawiamy :*
OdpowiedzUsuń