piątek, 26 października 2012

Mozambik


Bom dia!

Zgodnie z planem w sobotę (20/10) przekroczyliśmy granicę kolejnego kraju. Jest on bardzo rozległy, a głównymi  atrakcjami są: wybrzeże, Jezioro Niasa oraz parki narodowe – czyli wszystko to co już widzieliśmy w sąsiadujących krajach. Dlatego też od samego początku nie planowaliśmy spędzać w Mozambiku za wiele czasu, a raczej traktowaliśmy go jako kraj tranzytowy by najkrótszą drogą dostać się do Zimbabwe. Oczywiście kilka dni i tak chcieliśmy tu pomieszkać, by choćby „liznąć” tutejszej kultury, sposobu bycia i życia lokalnej ludności itp. Obawialiśmy się co prawda jak to będzie z komunikacją, gdyż Mozambik w przeciwieństwie do 3 poprzednich krajów, które odwiedziliśmy dotychczas, jest byłą kolonią Portugalii, a co za tym idzie język portugalski jest tu dominującym. Kusiły jednak zasłyszane opowieści i opinie jakoby był to kraj bardzo tani, najtańszy ze wszystkich okolicznych, że wszystko jest wręcz bajecznie tanie, że podróżowanie po nim, noclegi  itp. są tanie jak barszcz itd.
Zdumienie nasze było ogromne kiedy już na samej granicy okazało się, że wizy do Mozambiku są najdroższe z dotychczasowych. Wg przewodnika miały kosztować 25$/os, kosztowały zaś 86$/os. I potem było tylko gorzej. Miejsca noclegowe polecane przez przewodniki w mieście, do którego się udawaliśmy opiewały, w najtańszym i najgorszym miejscu na 135 zł, w dwóch pozostałych 250 i powyżej 350 zł. Szok! Musieliśmy się więc nieźle nakombinować by znaleźć coś na kieszeń podróżników takich jak my ;) No i znaleźliśmy, za ok 40 zł za pokój, ale warunki nie były powalające :/
Z komunikacją zaś okazało się nie tak najgorzej. Szybko podłapaliśmy podstawowe zwroty portugalskie. Przydawały się również słówka z innych lokalnych języków afrykańskich, no i oczywiście język migowy :)
I tak spędziliśmy 1,5 dnia w Tete… gdzie prawie jedyne co pamiętamy to koszmarny upał, nie do wytrzymania nawet w nocy. Ponadto miasteczko bardzo zasobne we wszelkie dobra. Wreszcie znalazłam wafle ryżowe! :) Poza tym brudne i zatoczone, jak wiekszosc podobnych miast afrykanskich.
Potem udaliśmy się do Songo, miejscowości położonej kilka km od 5-tej co do wielkości tamy na świecie, na rzece Zambezi, pośród gór. Rzeczywiście robi wrażenie. Co prawda obserwację jej postanowiliśmy podjąć od innej niż powszechna dla normalnych ludzi strony. Zamiast podjechać do niej samochodem, poszliśmy do tamy przez góry. Widoki fantastyczne, jednak okazało się to zbyt ekstramalnym wyzwaniem i pierwszy raz nie polecamy tak alternatywnego rozwiązania ;)
Samo miasteczko Songo – jeszcze nie widzieliśmy takiego miejsca w Afryce. Bardzo bogate, zadbane. Zdominowane w całości przez inwestycje rozwijające się wokół tamy i hydroelektrownię. Pełne luksusowych domków pracowników ww.

Po 3 dniach w Songo udalismy się do Zimbabwe, skad wlasnie piszemy. Ale o tym potem..

Wrażenia z Mozambiku? …Hmm… Mamy bardzo mieszane uczucia. Może zobaczyliśmy zbyt mało by wyrażać jakiekolwiek opinie, acz co nieco chyba możemy powiedzieć. Bez wątpienia czuć tu ducha portugalskiego… Ogólne rozleniwienie, luz, niezbyt dużą dbałość o szczegóły. Szokujące są ceny. Za usługi, za jedzenie, noclegi itp. Znacznie wyższe niż my znamy choćby z Warszawy. Największym zdziwieniem jakie dotychczas nas spotkało była kawa wypita w Tete. Zamówiliśmy jedyną dostępną spośród 4 wymienionych w  karcie, przy okazji najtańszą, która kosztowała 50 Mtc, czyli na nasze ok 6 zł. I poprosiliśmy z mlekiem. Po 0.5 h pan przyniósł nam maleńkie filiżanki kawy i mleko w dzbanuszku.  Użyliśmy tego mleka dosłownie po parę kropel, pozostawiając ¾ dzbanuszka. Po czym okazało się, że nasze kawy kosztowały po 50 mtc, a mleko do nich po 40 mtc! To pierwszy raz kiedy musieliśmy osobno dopłacić za mleko.. i to prawie tyle co za kawę. Dziwny kraj…  Poza tym, wiekszosc spotkanych ludzi nie bylo zbyt przyjaznych, tacy naprawde srednio mili. Tak szczerze, poznalismy tylko 2 absolutnie przesympatycznych, bezinteresownie pomocnych i uczciwych Mozambijczykow... inni przyjazni okazywali sie byc Zimbabwanczykami, Malawijczykami itp... Stąd więc nasze mieszane uczucia. I raczej nie chcemy tam wrocic. 

Pozdr :*



Zapomnieliśmy o jednym odnośnie Mozambiku. Otóż musimy mu jednak oddać honor w pewnej kwestii.. Mają tam naprawdę bardzo dobre piwo, duży jego wybór i odpowiednią pojemność (550 ml i 375 ml) - każdy zatem może znaleźć coś dla siebie :)










1 komentarz:

  1. Miłosz nie ma takich kapselków, mam nadzieję, że wujek pamięta o siostrzeńcu :)) Pozdrawiamy :*

    OdpowiedzUsuń