Wreszcie opuściliśmy Tanzanię (30/09). Po
ostatniej wizycie, 2 lata temu, obiecałam sobie, że moja noga więcej nie
postanie w tym kraju. Tak nas wtedy wymęczył i zniechęcił, że postanowiliśmy tu
nie wracać. Co prawda na safari było bardzo fajnie, i krajobrazowo piękny kraj,
super góry i widoki, ale ludzie…cały czas ciągnące się za nami tłumy
naciągaczy, naganiaczy, oszustów. Ciągły harmider i motłoch etc. No ale podczas
poprzedniej wizyty nie zdążyliśmy zobaczyć Zanzibaru, perełki tego
turystycznego kraju. Stąd nie dotrzymaliśmy słowa i wróciliśmy do Tanzanii.
Swej niekonsekwencji
pożałowaliśmy już na lotnisku w Mombasie, kiedy to okazało się, że tanzańskie
linie, którymi mieliśmy lecieć, zmieniły sobie nagle rozkład lotów. Ale o tym
już wspominaliśmy. Potem w samej Tanzanii, przywitanie na lotnisku – kompletny
chaos i dezorganizacja. Spędziliśmy co najmniej godzinę, żeby dopchać się do
służb migracyjnych wydających wizę, gdzie spotkała nas kolejna niespodzianka. Funkcjonariusz
zażądał biletu powrotnego z Tanzanii, jako absolutnie niezbędnego elementu
potrzebnego do otrzymania wizy i wpuszczenia nas na terytorium Tanzanii! O
losie! Znów to samo… Na nic się zdały nasze tłumaczenia, że my podróżujemy
lądem na południe itp. On zdawał się niczego nie przyjmować do wiadomości i w
kółko powtarzał, żeby pokazać bilet. Na szczęście ktoś inny go zagadał i nasze
dokumenty przejęła inna funkcjonariuszka, która o bilecie powrotnym nawet się
nie zająknęła i po uiszczeniu stosownej opłaty 100 USD wklejono nam wizy do
paszportów. Potem czekała nas jeszcze jedna odprawa bagażowa i paszportowa na
kolejny lot, na Zanzibar. I tu znów totalny paraliż. Ne mogliśmy wprost wyjść z
podziwu jak te lotniska w ogóle tam funkcjonują, samoloty odlatują i przylatują,
skoro jest taki bałagan. Nie ma oznaczeń, albo jak są to nieprawdziwe. Np. nasz
załadunek miał się odbyć z bramki nr 5 i tak było nawet na monitorze nad tym
gatem. Po czym zaczęli tam wchodzić ludzie na zupełnie inny lot. Pasażerów na
lot do Zanzibaru nikt o niczym nie informował. Wszyscy byli równie
skonfundowani. Podchodzili do nas inni biali pytając czy też tam może lecimy,
coby trzymać się razem, bo nic nigdzie nie wiadomo. No i w końcu otworzyli
bramkę nr 7, która to okazała się być naszą plus jeszcze jakiejś innej
destynacji. Wszyscy szli na czuja, aż gdzieś po drodze znalazła się jakaś
pracownica lotniska i skierowała naszą
grupę oraz tą druga na ten inny lot, dokładnie odwrotnie, do innych samolotów.
Po chwili jednak przybiegł pan, który nas zawrócił i skierował do właściwego
samolotu. No coś niebywałego :)
Na szczęście sam Zanzibar okazał
się znacznie odbiegać od standardów tanzańskich. Będąc tam nie czuliśmy się w
ogóle jak w Tanzanii. I wynagrodził nam w dużym stopniu te stresy i zniechęcenie
doświadczone po drodze.
Niestety z Zanzibaru musieliśmy
po jakimś czasie wyjechać i wrócić do Tanzanii. :/ No i znów się zaczęło. Mieliśmy
wszystko idealnie zaplanowane – prom 11.30, miał płynąć godzinę, góra 1.5 h,
więc w Dar es Salaam bylibyśmy o 12.30, max 13ej, a o 13:50 pociąg na południe,
do Mbeya, jadący ponad dobę :) I potem od razu do granicy malawijskiej i
bylibyśmy już w Malawi. Ale oczywiście w Tanzanii nikt nie powie prawdy, ile
tak naprawdę coś będzie jechać, tylko ściemniają jak się da. I nasz plan bardzo
szybko spalił na panewce, gdy okazało się, że prom wyruszył oczywiście z półgodzinnym
opóźnieniem i płynął 2 h. Dopływaliśmy do brzegu akurat w momencie jak
odjeżdżał nasz pociąg :( A po wyjściu rzecz jasna obstąpiła nas cała chmara
sępów-nieproszonych pomagierów, namawiająca na przeróżne rzeczy i wiedząca co
dla nas najlepsze. ;) Trochę nam zajęło opędzenie się od nich. Następnie
zmuszeni byliśmy znaleźć nocleg w naszym „ulubionym” mieście i zorganizować
sobie transport na południe. Poradziliśmy sobie z tym dość sprawnie i poszliśmy
na miasto na jakiś obiad. Tutaj też nie czekała nas niespodzianka. Przez
godzinę szukaliśmy bezskutecznie. Pomimo tego, że była godz. 17 – wszystko było
pozamykane. Wylądowaliśmy w końcu w nieciekawym i bardzo podrzędnym barze, ale
już mniejsza o to. Następnego dnia pobudka o 4.30 i na autobus, który miał
wyjechać o 6ej a dotrzeć do miejsca docelowego na 17ą :) Prawie 900 km.
Oczywiście nawet przez chwilę się nie łudziliśmy wiarygodnością tej informacji.
Pod autobusem okazało się oczywiście, że zakupione przez nas miejsca są
niedostępne, ale szybko przesunęli nas na inne – standard, prawie zawsze tak
jest :) Najpierw dają ci do wyboru miejsca, potem misternie wypisują ręcznie
bilet z masą różnych niepotrzebnych informacji, a potem pod autobusem okazuje
się, że albo autobus ma zupełnie inny układ albo po prostu, że kilka osób ma
ten sam nr i zaczynają przesuwać i kombinować. No ale mniejsza o to.
Wyjechaliśmy. Podróż trwała 14 godzin, z 2 przystankami na siku w buszu i
jednym 15-minutowym na „obiad”. Ale i tak byliśmy pod wrażeniem, że tylko 3 h
opóźnienia :)
Po przyjeździe do Mbeya
znaleźliśmy pokój, obleśny, ale jedyny dostępny w okolicy i kupiliśmy
standardowo w biurze!, bilet na następny dzień, na autobus do granicy. I znów
pobudka o 5ej, bo autobus miał być o 6ej… Tylko, że okazało się, że nasze
bilety są kompletnie fikcyjne i autobus, na który zostały wystawione, nie
istnieje. A biuro w którym go kupiliśmy, jako jedyne ze wszystkich tam obecnych
jest zamknięte. Na początku, „pomagierzy”, którzy asystowali nam przy zakupie
tych biletów poprzedniego wieczoru, ściemniali i kazali czekać, że za moment
ktoś przyjdzie i cała sytuacja się wyjaśni. Dopiero jednak jak już wyprowadzeni
z równowagi zagroziliśmy wezwaniem policji, nagle znalazły się dla nas miejsca
w jakimś busie i pojechaliśmy. Podróż 120 km zajęła nam ponad 3h, ale
dojechaliśmy i najszybciej jak to możliwe udaliśmy się na przejście graniczne,
by opuścić ten przyjazny nam bardzo kraj ;)
Zatem Tanzania ponownie bardzo
nas zmęczyła i zniechęciła. Nasza rada więc - jeśli udawać się do tego kraju,
to koniecznie na Zanzibar! plus na safari, do parków narodowych, na
Kilimandżaro – jak najbardziej, ale zorganizować to sobie wcześniej, najlepiej
jeszcze z Polski, aby tu nie szukać i ograniczyć samodzielne długie
podróżowanie po tym państwie. Rzecz jasna jest to nasze subiektywne zdanie,
zrobicie jak zechcecie ;)
Ok, czyli Tanzanie skreślam z listy mojej podróży :):)
OdpowiedzUsuń