Wczorajszy dzień był u nas bardzo
nieszczęśliwy. Najpierw 3-letnia córeczka naszego kolegi miała wypadek. Upadła
i uderzyła się w głowę, tak, że straciła mowę, generalnie miała sparaliżowaną
całą twarz... :/ Zabrali ją do lokalnego szpitala, ale tam nie potrafili nic
zrobić i przewieźli ją do innego, większego. Tym razem, na szczęście, wiedzieli
jak się nią zająć. Spędziła tam noc i jest już wszystko w porządku. … Niestety
nie było to jedyne przykre wydarzenie tego dnia. Otóż, w wypadku samochodowym
zginęła mama drugiego naszego przyjaciela, Libertiego. :( Straszna tragedia.
Tym bardziej, że to już jego „druga” mama którą stracił. Pierwsza, biologiczna,
zmarła jak miał kilka lat i zgodnie z tutejszym zwyczajem, opiekę nad
osieroconym dzieckiem przejęła jej siostra. Tzn. zwyczaj jest, ale różnie
wygląda to w praktyce. Są sytuacje, że nikt z rodziny nie chce się zaopiekować
takim dzieckiem i tuła się po sąsiadach itp. Mamy tu zresztą przypadek takiej dziewczynki,
którą zaopiekowali się salezjanie. Liberty i jego siostra mieli jednak więcej
szczęścia. I ta ich druga mama (ciocia) ehh.. to była wspaniała kobieta,
ciepła, radosna, zawsze serdeczna, z super poczuciem humoru, kochała go
naprawdę jak własnego syna, mieli świetny kontakt. Ponadto bardzo zaradna i
operatywna, uwielbiana przez lokalną społeczność. To ona dbała o rodzinę i
zapewniała jej byt, co jest rzadkością wśród afrykańskich kobiet, szczególnie
na wioskach. My również znaliśmy ją osobiście i bardzo ceniliśmy. Piotrek
traktował ją jak własną ciocię. No i zginęła, jadąc do RPA, minibusem takim
jakimi my podróżujemy notorycznie. Strzeliła im przednia opona, 5 osób zginęło
na miejscu. :(
Generalnie, podobno grudzień jest
bardzo feralnym miesiącem w Zimbabwe. W tym czasie bowiem bardzo dużo ludzi
ginie na drogach. Nie jest to oczywiście zasadą, wypadki zdarzają się przez
cały rok, ale chyba w okresie przedświątecznym więcej ludzi podróżuje. A
powodem wypadków jest w przeważającej części zbyt wysoka prędkość, plus zły
stan dróg, alkohol oraz często bardzo zły stan pojazdów. Niby policji na
drogach jest od groma, stoją niekiedy co 2 km, ale nie mają alkomatów!, zaś
radarów również jak na lekarstwo. Odkąd jesteśmy w Zim policja zatrzymała nas
na drodze myślę, że spokojnie ok 100 razy (naprawdę!), przy czym raz tylko
mieli radar. I tu nie ma żadnych limitów zawartości alkoholu we krwi. Na
porządku dziennym jest, że ludzie piją i jeżdżą. :(
Wczoraj wieczorem poszliśmy więc
do naszego kolegi, zobaczyć jak się trzyma, może dodać trochę otuchy, czy też
po prostu pokazać, że łączymy się z nim w bólu i jesteśmy z nim oraz zapytać
czy jakoś moglibyśmy pomóc. W jego domu zastaliśmy pogrążone w smutku tłumy
ludzi. Kobiety kłębiące się w domu, siedzące i leżące na każdym możliwym
skrawku podłogi, płaczące, zawodzące, modlące się i śpiewające.. oraz mężczyzn
wokół domu, siedzących w milczeniu lub pocieszających rodzinę. I cały czas ktoś
dochodził… A jak przychodził, to witał się ze wszystkimi obecnymi, uściśnięciem
dłoni, wymieniając wyrazy bólu i współczucia lub po prostu w milczeniu. Byli to
chyba ludzie ze wszystkich okolicznych wiosek. Niesamowite jak w takich
smutnych chwilach potrafią się jednoczyć i wspierać nawzajem. Było to strasznie
przejmujące i rozstrajające doświadczenie. Acz poniekąd też bardzo ciekawe.
Widzieliśmy już afrykańskie wesela, teraz zaś mamy okazję zobaczyć jak w ich
kulturze wygląda obrządek po utracie kogoś bliskiego, kolejny jakby nieodłączny
element życia. Oczywiście wolelibyśmy nie musieć oglądać tego widoku, a już w
szczególności na takim przykładzie, ale cóż poradzić… ;(
Pogrzeb najprawdopodobniej
odbędzie się we wtorek. Teraz pomagamy przy jego organizacji i wspieramy
Libertiego jak możemy.
Takie dni nie nastrajają
człowieka zbyt pozytywnie oraz dają dużo do myślenia. Kochani, prosimy,
uważajcie na siebie! Szczególnie na drogach, szczególnie w tym gorącym okresie
przedświątecznym.
Ściskamy Was mocno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz