niedziela, 16 grudnia 2012

:(

Wczorajszy dzień był u nas bardzo nieszczęśliwy. Najpierw 3-letnia córeczka naszego kolegi miała wypadek. Upadła i uderzyła się w głowę, tak, że straciła mowę, generalnie miała sparaliżowaną całą twarz... :/ Zabrali ją do lokalnego szpitala, ale tam nie potrafili nic zrobić i przewieźli ją do innego, większego. Tym razem, na szczęście, wiedzieli jak się nią zająć. Spędziła tam noc i jest już wszystko w porządku. … Niestety nie było to jedyne przykre wydarzenie tego dnia. Otóż, w wypadku samochodowym zginęła mama drugiego naszego przyjaciela, Libertiego. :( Straszna tragedia. Tym bardziej, że to już jego „druga” mama którą stracił. Pierwsza, biologiczna, zmarła jak miał kilka lat i zgodnie z tutejszym zwyczajem, opiekę nad osieroconym dzieckiem przejęła jej siostra. Tzn. zwyczaj jest, ale różnie wygląda to w praktyce. Są sytuacje, że nikt z rodziny nie chce się zaopiekować takim dzieckiem i tuła się po sąsiadach itp. Mamy tu zresztą przypadek takiej dziewczynki, którą zaopiekowali się salezjanie. Liberty i jego siostra mieli jednak więcej szczęścia. I ta ich druga mama (ciocia) ehh.. to była wspaniała kobieta, ciepła, radosna, zawsze serdeczna, z super poczuciem humoru, kochała go naprawdę jak własnego syna, mieli świetny kontakt. Ponadto bardzo zaradna i operatywna, uwielbiana przez lokalną społeczność. To ona dbała o rodzinę i zapewniała jej byt, co jest rzadkością wśród afrykańskich kobiet, szczególnie na wioskach. My również znaliśmy ją osobiście i bardzo ceniliśmy. Piotrek traktował ją jak własną ciocię. No i zginęła, jadąc do RPA, minibusem takim jakimi my podróżujemy notorycznie. Strzeliła im przednia opona, 5 osób zginęło na miejscu. :(
Generalnie, podobno grudzień jest bardzo feralnym miesiącem w Zimbabwe. W tym czasie bowiem bardzo dużo ludzi ginie na drogach. Nie jest to oczywiście zasadą, wypadki zdarzają się przez cały rok, ale chyba w okresie przedświątecznym więcej ludzi podróżuje. A powodem wypadków jest w przeważającej części zbyt wysoka prędkość, plus zły stan dróg, alkohol oraz często bardzo zły stan pojazdów. Niby policji na drogach jest od groma, stoją niekiedy co 2 km, ale nie mają alkomatów!, zaś radarów również jak na lekarstwo. Odkąd jesteśmy w Zim policja zatrzymała nas na drodze myślę, że spokojnie ok 100 razy (naprawdę!), przy czym raz tylko mieli radar. I tu nie ma żadnych limitów zawartości alkoholu we krwi. Na porządku dziennym jest, że ludzie piją i jeżdżą. :(
Wczoraj wieczorem poszliśmy więc do naszego kolegi, zobaczyć jak się trzyma, może dodać trochę otuchy, czy też po prostu pokazać, że łączymy się z nim w bólu i jesteśmy z nim oraz zapytać czy jakoś moglibyśmy pomóc. W jego domu zastaliśmy pogrążone w smutku tłumy ludzi. Kobiety kłębiące się w domu, siedzące i leżące na każdym możliwym skrawku podłogi, płaczące, zawodzące, modlące się i śpiewające.. oraz mężczyzn wokół domu, siedzących w milczeniu lub pocieszających rodzinę. I cały czas ktoś dochodził… A jak przychodził, to witał się ze wszystkimi obecnymi, uściśnięciem dłoni, wymieniając wyrazy bólu i współczucia lub po prostu w milczeniu. Byli to chyba ludzie ze wszystkich okolicznych wiosek. Niesamowite jak w takich smutnych chwilach potrafią się jednoczyć i wspierać nawzajem. Było to strasznie przejmujące i rozstrajające doświadczenie. Acz poniekąd też bardzo ciekawe. Widzieliśmy już afrykańskie wesela, teraz zaś mamy okazję zobaczyć jak w ich kulturze wygląda obrządek po utracie kogoś bliskiego, kolejny jakby nieodłączny element życia. Oczywiście wolelibyśmy nie musieć oglądać tego widoku, a już w szczególności na takim przykładzie, ale cóż poradzić… ;(
Pogrzeb najprawdopodobniej odbędzie się we wtorek. Teraz pomagamy przy jego organizacji i wspieramy Libertiego jak możemy.

Takie dni nie nastrajają człowieka zbyt pozytywnie oraz dają dużo do myślenia. Kochani, prosimy, uważajcie na siebie! Szczególnie na drogach, szczególnie w tym gorącym okresie przedświątecznym.

Ściskamy Was mocno!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz