Zapewne zdążyliście się już zorientować,
że Botswana bardzo nam się spodobała :) Jak już wspominaliśmy wcześniej, jest
to w większości pustynny kraj, o powierzchni 582 km2 (czyli prawie 2 razy większy od
Polski!), zamieszkiwanej przez … uwaga… niecałe 2 mln ludzi! Warszawa pewnie chętnie by sobie nieco ulżyła
oddając Botswanie trochę swych mieszkańców ;) Jest to kraj, w którym jest
znacznie więcej krów niż ludzi :)
Botswana jest interesującym
miejscem dla turystów, jej rząd natomiast aktywnie wspiera rozwój ekoturystyki,
nie zaś swobodnej turystyki masowej. I to się oczywiście chwali, acz dla nas
oznaczało to, że nie możemy zwiedzić niczego na własną rękę, jak to zazwyczaj
czynimy, tylko musimy skorzystać z jakiegoś pośrednika. Co ciekawe zaś, każda
agencja turystyczna, która chce świadczyć takie usługi musi uzyskać odpowiednią
koncesję, która przyznawana jest pod ścisłą kontrolą. Gdzie brane są pod uwagę
wszelkie czynniki, które mogą mieć wpływ na środowisko i miejscową ludność. I
to się oczywiście też bardzo chwali. Co jednak za tym idzie w praktyce, to
bardzo wysokie ceny za wszelkie wycieczki i ekspedycje do ciekawych
turystycznie i krajobrazowo miejsc. Zatem, o ile życie w Botswanie, dla jej
lokalnych mieszkańców jest bardzo przyjemne i tanie, o tyle dla turystów jest
owszem równie przyjemne, ale niemiłosiernie drogie.
Trochę tak dziwnie, ale nie
czuliśmy się tam prawie jak w Afryce… Czysto, powszechnie dostępne kosze na
śmieci, wszędzie informacje zachęcające do recyclingu i dbałości o środowisko,
płatne siatki w sklepach... Ogromna dbałość o kwestie zdrowotne. Przy każdym
wyjeździe z parków narodowych, czy ich okolic oraz na granicach kraju filtry
epidemiologiczne, zapobiegające roznoszeniu się chorób odzwierzęcych itp. Był
to pierwszy kraj, w którym spotkaliśmy się z taką dbałością w tej dziedzinie.
Na dworcach porządek, brak tłumów
ludzi, naganiaczy, naciągaczy, wymurowane przystanki, oznaczone czytelnie
tabliczkami stanowiska i destynacje, autobusy wyjeżdżające punktualnie i
zgodnie z ustalonymi rozkładami jazdy… Po ostatnich miesiącach w Afryce był to
dla nas szok! :) Aż prawie nie mogliśmy się tam odnaleźć ;)
Ludzie – bardzo spokojni i
przyjaźni. Widać, że żyje im się dobrze. Był to pierwszy kraj, spośród 7
dotychczas odwiedzonych przez nas w Afryce, gdzie ani razu nikt nas nie
zaczepił namawiając na cokolwiek oraz nawet jeden raz nie usłyszeliśmy „give me
(my) money”! Możecie więc sobie wyobrazić jak nieswojo się czuliśmy ;) A tak
poważnie, czuliśmy się tam praktycznie ‘jak u siebie’ i tym samym Botswana
wskoczyła na pierwsze miejsce krajów, w których ewentualnie moglibyśmy żyć.
Jest tu też sporo „białych” mieszkańców, głównie z RPA,
którzy uciekli stamtąd mając dosyć polityki państwa oraz dyskryminacji rasowej
wobec białych. I bardzo sobie chwalą życie w Botswanie. Głównie za jej spokój,
dobrobyt, przyjazność mieszkańców, dogodne warunki inwestycyjne oraz
bezpieczeństwo.
Naszym, zupełnie subiektywnym wyznacznikiem „ucywilizowania”
kraju jest dostępność żywności bezglutenowej. I w Botswanie nie było z tym
najmniejszego problemu. Generalnie sklepy wyposażone są we wszelkie dobra, do
których przyzwyczajony jest przeciętny powiedzmy Europejczyk. Naprawdę, były
tam wszystkie produkty oraz usługi, które w naszym mniemaniu potrzebne są do
normalnego życia, w sensie - które my znamy z naszych realiów, a których
brakowało nam mniej lub bardziej w poprzednich krajach. Dodatkowo w bardzo przystępnych cenach.
Niektóre produkty tych samych marek są nawet znacznie tańsze niż w Polsce, nie
wspominając już o Zimbabwe, gdzie życie oraz żywność są strasznie drogie.
Szczególnie zaś w Hwange, gdzie np. 4 ziemniaki = 1$ (ok. 3.30 zł)!
Spędziliśmy tu co prawda zaledwie
tydzień, nie mniej wydaje nam się, że nasze obserwacje są wystarczające by móc
zachwalać to miejsce. :) Jest to bowiem kraj, który naprawdę rozwinął się
bardzo szybko i w bardzo dobrym kierunku, różniący się diametralnie od swych
sąsiadów. Więcej ciekawych informacji na ten temat polecamy poczytać tutaj
P.S. Jedno tylko wywołało pewne mieszane uczucia..
Mianowicie, wiele osób żaliło nam się na niesprawiedliwą prohibicję… Ich prezydent
bowiem jest przeciwnikiem alkoholu, ponieważ jego ojciec był alkoholikiem i zmarł
z tego powodu. Dlatego też próbuje w znaczny sposób ograniczyć spożywanie przez
mieszkańców jego kraju. Między innymi wprowadzając zakaz sprzedaży alkoholu w
czasie świąt. Wszystkie sklepy monopolowe, bary oraz restauracje sprzedające
alkohol mają być zamknięte w dniach 20.12-5.01. Osoby sprzedające lub
spożywające alkohol w tych dniach w razie złapania mają zostać aresztowane ;) Ciekawe
jak to będzie wyglądać w praktyce… Wyobrażacie sobie taką sytuację w Polsce? ;)
To przywieźcie nam trochę tej Botswany tyko NIE prohibicję!!! no i jak znam życie to jeśli w terminie 20.12-5.01 jeszcze tam będziecie to pewnie kupicie sobie jeszcze jeden plecak z zapasem odpowiednich trunków;)
OdpowiedzUsuń