piątek, 11 stycznia 2013

Flamingi z Walvis Bay


Znów znaleźliśmy się nad oceanem. Jednak nie on sam i jego plaże stanowiły nasz cel. Nie o kąpiele i wylegiwanie się chodziło tym razem :) W miejscu tym bowiem płynie zimny prąd z Antarktydy, ochładzając i wysuszając znacznie ten rejon oraz tworząc zjawiskową Pustynię Namib. Poza tym okolice tamte słynne są z ogromnej ilości flamingów, które lubują się wodorostach i planktonie przypływającym wraz z tym prądem.
Eksplorację wybrzeża postanowiliśmy rozpocząć od Walvis Bay. Przybyliśmy tam w sobotę (5/01). Miasto znowu w stylu niemieckim, bardzo uporządkowane, szerokie ulice, ogromne przestrzenie i wszechobecne bogactwo. Ekskluzywne domy, hotele, lodge… Duży port, ciekawe widoki. Rozległa laguna, a w niej masa flamingów. W tych okolicach jest ich właśnie najwięcej. Super są :) Generalnie masa różnych  ptaków.
Nam jednak miejsce to nie przypadło specjalnie do gustu. Wszystko niby ładnie, spokojnie, czysto, ale tak jakoś zupełnie bez charakteru. Pusto i bezpłciowo. Byliśmy praktycznie jedynymi przechadzającymi się wzdłuż zatoki. Pozostali ludzie pozamykani w tych pięknych domach, siedzący w ekskluzywnych restauracjach i poruszający się jedynie samochodami. Do tego pogoda nie nastraja zbyt pozytywnie. Spędziliśmy tam 2 dni i chyba tylko raz na krótką chwilę wyjrzało słońce. Cały czas pochmurno, ponuro i wietrznie. I to jest podobno standardem w tych stronach.
Zatem dla zatoki, flamingów i pelikanów warto odwiedzić to miejsce. Nie warto natomiast zostawać tam na dłużej. 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz