poniedziałek, 10 września 2012

Orient Express


Opuscilismy Nairobi (7/09). Z niecierpliwoscia oczekiwalismy tego momentu, żeby wsiasc do tego znanego pociągu laczacego jeden z wazniejszych (jeśli nie najważniejszy) portow wschodniej Afryki, z największym ośrodkiem handlu srodka tego Czarnego Ladu. Opisywany w przewodnikach jako ,,wspomnienie czasów swietnosci” pociąg już niedługo mial wjechać na stacje. Bilety można kupic w czterech klasach: 3-siedzenia bez kuszetek i posiłku, 2-kuszetki z czesciowym posiłkiem oraz 1-all inclusive. Jako biedni podróżnicy z plecakami stwierdziliśmy, ze kl.2-ga w zupelnosci nam wystarczy. Przy kasie dowiedzieliśmy się, ze w tej klasie przedzialy sa jedno-plciowe, co oznacza, ze bylibyśmy osobno, nawet w osobnych wagonach. Zostaliśmy wiec zmuszeni do wybrania najbardziej ekskluzywnego rozwiązania (2x droższego). Oczekując wiec srebrnej zastawy i swiezo wykrochmalonych obrusow już na wstępie szybko zrzucono nas na ziemie poprzez typowo afrykanska organizacje podczas załadunku pasazerow. Po kilku rozmowach z paroma osobami z obsługi, wreszcie udało się znaleźć nasz przedzial! Hurra!! Wchodzimy… lozka podarte, drzwi się nie domykają, kran w obitej umywalce nie działa…w tyl zwrot i wolamy gościa, który nas tu przyprowadzil. Bez większego problemu znaleźliśmy cos lepszego. Nie był to co prawda szczyt marzen, ale po tym co mielismy mieć pare minut wcześniej, prawie Hilton - lozka mniej podarte i woda w kranie. Podczas kolacji, kiedy to dowiedzieliśmy się, ze na stole nie można trzymać butelek, w przeciwnym wypadku ich zawartość znajdziemy na naszych ubraniach, poznaliśmy 2 sympatyczne Hiszpanki i razem smielismy się z afrykańskiej ekskluzywności. Kolacja była znosna, acz chuchając na zimne, postanowiliśmy wziąć do przedzialu butelke wina, żeby poprawić trawienie ;) chyba było za slabe, bo nie wystarczylo ;) Oprócz wspolpasazerow w postaci karaluchów, w przedziale byliśmy sami. Wygoda i komfort ponad wszelkie oczekiwania! Tylko pol nocy nie spaliśmy, bo zamiast jechać pociągiem, probowalismy ujazmic tego wscieklego byka jakim był nasz orient express. Ale, skoro nie pospadaliśmy z lozek, to chyba nie było tak zle ;) Do tej pory nie mozemy zrozumiec jak to mozliwe ze ten pociag sie nie wykoleil, chwilami byl bowiem tak przechylony i tak podskakiwal, ze bylismy w szoku.:)

Na szczęście gdy już noc się skonczyla, wszelkie niewygody wynagrodzily nam piękne widoki przewijające się za oknem oraz gromadki przesmiesznych dzieciakow pozdrawiajacych i wyglupiajacych sie przy torach. Momentalnie o wszystkim zapomnieliśmy i z opadniętymi z wrazenia szczekami pstrykaliśmy zdjęcia, nie mogac się doczekac bezpośredniego kontaktu z otoczeniem.


Wjazd do Mombasy również zafundowal nam sporo ciekawych wrazen.

Z Mombasy natomiast pojechalismy prosto na polnoc w poszukiwaniu dalszych przygod! ;)
Pozdr

3 komentarze:

  1. Zaintrygowały mnie te dwie hiszpanki... Proszę Zielego o rozwinięcie tego wątku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak długo jechaliście z Nairobii do Mombasy ??

    OdpowiedzUsuń
  3. dwie Hiszpanki- bez komentarza :/
    15 godzin

    OdpowiedzUsuń