Po tygodniu w mieście i zatłoczonych turystycznych
atrakcjach, postanowiliśmy trochę odpocząć i udaliśmy się w góry ;)
Z Kapsztadu do naszej docelowej destynacji – Durbanu, mamy
ponad 1600 km. Po drodze chcemy jednak zwiedzić kilka miejsc wzdłuż wybrzeża. I tak, w piątek 1.02, opuściliśmy Cape Town i
przejechaliśmy 200 km do Swellendam. Jest to niewielkie, bardzo spokojne
miasteczko, trzecie najstarsze na południowym wybrzeżu RPA, pięknie położone u
stóp łańcucha górskiego Langeberg. Przed tydzień dniami chodziliśmy po górach i
lasach, aby wieczorem odpoczywać przy ognisku – piekąc ziemniaki i inne
pyszności oraz zasypiając wsłuchani w szemrzący nieopodal strumyk ;)
Góry, jak zwykle, fajowskie. Cała masa strumyków
spływających w malowniczy sposób po skałach, tworząc co i rusz mniejsze lub naprawdę
spore wodospady. Jeszcze tylu ich na raz, w tak krótkim czasie, nie
widzieliśmy. Zbocza i szlaki usłane
różnokolorowym (gł. różowym) kwieciem. Bardzo zróżnicowane pod względem
trudności i przede wszystkim puste szlaki, sprawiły, że zapomnieliśmy o
wszelkich problemach. Góry niby niewysokie (poniżej 1,5 tys. km wys.), ale
wznoszące się stromo z prawie zerowego poziomu, przyniosły błogie ukojenie dla
naszych dusz, choć niekoniecznie ciał ;) Długie godziny spędziliśmy siedząc
na szczytach, delektując się rozległymi, zapierającymi dech w piersiach
panoramami z widokiem na odległy o parędziesiąt kilometrów Ocean Indyjski.
Na trzecim zdjęciu Zieli sika do wody :):) Jola nie rób mu takich zdjęć :)
OdpowiedzUsuńa Ty musisz od razu wszystkim rozpowiadać?!? ;p
UsuńCzadowe zdjęcia. Najlepsze jak do tej pory. Chociaż Linów jest ładniejszy.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) Pozdrowienia dla Dżekiego! (je śnieg?)
Usuń