Po raz pierwszy od przyjazdu do
RPA poczuliśmy się ponownie jak w Afryce… Niestety od tej najbardziej negatywnej strony. Przy wjeździe do Port
Elizabeth powitały nas wszechobecne śmieci, śmieci i jeszcze raz śmieci,
brudno i brzydko :( Wjeżdżaliśmy do miasta od strony dzielnic zamieszkałych
przez czarnych i kolorowych, więc widoki nie były zbyt zachęcające. Generalnie
w tej części wybrzeża już znacznie bardziej widać przewagę liczebną tych dwóch
grup nad białasami. Do tej pory bowiem w kraju tym obracaliśmy się głównie po
bezpiecznych, centralnych i czystych! dzielnicach, zamieszkałych głównie przez białych.
Czarnych lub kolorowych można było spotkać głównie wśród obsługi hosteli, w
służbie sprzątającej lub żebrzących na ulicach. W Port Elizabeth natomiast, z
naszym kolorem skóry byliśmy w zdecydowanej mniejszości, co akurat w tym kraju
niekoniecznie napawało nas radością. Nie czuliśmy się zbyt bezpiecznie i
komfortowo. Samo miasto zaś – również nic ciekawego. Fakt, nie skupiliśmy się jakoś zanadto na jego zwiedzeniu, może więc kryje jakieś ciekawe miejsca. My potraktowaliśmy je zaledwie
jako przystanek w podróży, z poniedziałku na wtorek (18/19.02) Nie mamy nawet 1 zdjęcia, bo jakoś żadne z nas nie
odczuło potrzeby sięgnięcia po aparat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz