Motyla noga! Jak tam było
pięknie!
Przyjechaliśmy do Plettenberg Bay
w Walentynki. Zanosiło się na deszcz, rozłożyliśmy więc namiot pod daszkiem,
tylko że na kamieniach… co noc mieliśmy z atemzagwarantowany masaż ;) Nigdy nie celebrowaliśmy
jakoś specjalnie Dnia Zakochanych. Tym razem również niczego nie planowaliśmy,
ale siłą rzeczy wieczór wypadł dość miło. Wylegiwaliśmy się na hamakach, spacerowaliśmy
po wybrzeżu, a Żona dostała nawet bukiecik powalająco pachnącego, białego bzu
zerwanego z przypadkiem napotkanego na spacerze drzewa ;)
Spędziliśmy tam 3 dni. Jednego z
nich wybraliśmy się na okoliczny Półwysep Robberg. Fantastyczne miejsce. Przylądek
Dobrej Nadziei bardzo nam się podobał, ale ten to dopiero było coś. :)
Powalające widoki, bardzo ciekawy szlak. Pełno fok. Dwa zjawiska jednak w
znacznym stopniu zakłóciły nasze wrażenia. Mianowicie – woń fok wyczuwalny na
wiele kilometrów przed ich widokiem, acz to jeszcze było do zniesienia.
Znacznie poważniejszym problemem okazały się miliony agresywnych, boleśnie
kąsających mrówek obłażących nasze stopy przy każdym kontakcie z podłożem.
Czegoś takiego jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy. Istny koszmar. Biegliśmy przez
ponad połowę szlaku, który w całości miał ponad 9 km po górzystym terenie. Nie można
było nawet na chwilę przystanąć, aby strząsnąć gryzące bestie, bo kolejne
rzucały się na nas całymi tabunami. Dopiero po jakimś czasie wydedukowaliśmy,
że pojawiają się one na ścieżce w takich ilościach po czyimś przejściu. Początkowo
zaś szła przed nami cała wycieczka innych turystów. Wyprzedziliśmy więc wszystkich
i idąc na czele mogliśmy się wreszcie delektować widokami, obserwując przy tym
jak za nami, w miejscu naszych kroków wyłażą te wstrętne potwory ;) Nikt nie
potrafi wyjaśnić tego zjawiska, skąd się tam wzięły w takich ilościach i
dlaczego tak nie lubią ludzi. Wróciliśmy wymęczeni, ale i tak było super. :D
W tle Płw. Robberg |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz