Juhuu, czy ktoś tu jeszcze
zagląda…? Jeśli nie, to oczywiście doskonale zdajemy sobie sprawę, że to jak
najbardziej z naszej winy, pozwólcie jednak, że się trochę wytłumaczymy.
Otóż podróżując Rakietą nie
potrzebujemy już spać w backpackerskich hostelach czy wypasionych campingach.
Przyjęliśmy opcję oszczędnościową i zazwyczaj albo śpimy na podstawowych
kempingach albo na dziko, no a tam nie ma internetu :) Generalnie jakoś średnio
tu z nim jest. Darmowy to można spotkać tylko w McDonaldach lub w kawiarniach
jakichś, jak się jest klientem. I w sumie najczęściej korzystamy z tych Maków,
ale to tak na szybko, w telefonie tylko, maila sprawdzić, nie będziemy przecież
przesiadywać godzinami ładując zdjęcia na bloga, bo musielibyśmy zjeść przy tym
tonę fryteczek ;)
Szkoda, że nie ma go w biurach informacji turystycznej, tak jak np. było w
Australii, bo jeśli już zatrzymujemy się w jakichś miastach czy miasteczkach to
właśnie tam, zgromadzić jakieś mapy czy zasięgnąć bieżących informacji. Mamy też masę zaległych maili, na które nie odpisaliśmy - przepraszamy! Dziękujemy za nie wszystkie. Tak się cieszymy, że przynajmniej Wy się odzywacie czasem. :)
To tyle więc gwoli naszego
usprawiedliwienia. Obiecujemy że jak tylko będziemy mieć gdzieś dostęp, to
będziemy się odzywać. Teraz właśnie mamy, gdyż postanowiliśmy święta spędzić w cywilizowanym miejscu, więc nadrabiamy. :)
Apropo zaś tych świąt, to chcielibyśmy Wam Wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia
- zdrowych, spokojnych, pogodnych, ciepłych, radosnych, bezpiecznych świąt oraz kolorowych jajeczek, skikających zajączków, smacznego barszczyku, mokrego dyngusa i wszystkiego czego tylko można sobie życzyć w te świąteczne dni. :)
Tymczasem, wracając do naszych nowozelandzkich
opowieści, aby zachować porządek będziemy nadrabiać zaległości chronologicznie.
I tak, z Koromandla pojechaliśmy na południe w największe termalne okolice Wyspy
Północnej. Zatrzymaliśmy się na chwilę nad Jez. Rotorua, gdzie intensywny
siarkowy zapach utwierdził nas w przekonaniu, że przyjechaliśmy we właściwe
miejsce. :) Potem zaś skierowaliśmy się dalej na południe, bardziej bowiem interesowało
nas ogromne jezioro Taupo, największe w NZ, będące niczym innym, jak
zalanym kraterem. Generalnie okolica tamta jest bardzo aktywna sejsmicznie i
termalnie. Ale o wyprawie na wulkany oraz na gorące źródła następnym razem. Nie
omieszkalim się oczywiście w jeziorze wykąpać – rześka woda, oj rześka ;) a zachód słońca nad nim… ehh.. :)