Znowu mamy zaległości i to aż
tygodniowe, ale tak się dziwnie składa, że odkąd tu przylecieliśmy, jeszcze w
żadnym miejscu noclegowym nie mieliśmy internetu za darmo. To już w Afryce było
znacznie lepiej pod tym względem ;) Jak już zaś kupowaliśmy dostęp to zużywaliśmy
na bieżące potrzeby planowania i organizowania sobie tu czasu. Ale już nadrabiamy... :)
Po długiej podróży, w pn 27/02
wieczorem wylądowaliśmy na australijskiej ziemi. Pogoda przywitała nas przyjemna.
Szoku termicznego po wyjściu z samolotu więc nie doznaliśmy. Mimo zmęczenia pół
nocy spacerowaliśmy po tętniącym życiem Melbourne. Niestety hostel nie
przywitał nas tak miło… O mało co, a mimo rezerwacji i uprzedzenia, że będziemy
późno, a by nas nie wpuścili, bo recepcja była nieczynna, a drzwi zamknięte. Na
szczęście po jakimś czasie jeden z gości tam mieszkających wezwał panienkę z
obsługi i nas wpuściła. Na dole miejsce wyglądało dość normalnie, dopóki nie
weszliśmy do naszego pokoju (dormu), dzielonego z 3 innymi ludźmi i w którym to
pokoju panował przeokropny bałagan, bród i smród. Witki nam opadły. A jak
weszliśmy do kuchni, opadło nam jeszcze więcej. Szybko zatęskniliśmy za
afrykańskimi backpackerskimi hostelami. :/ No ale cóż zrobić.. witaj Australio?!?
;)
Następnego dnia rano obudził nas
deszcz :/ i ogólnie pogoda iście angielska. Pomimo to udaliśmy się na
poszukiwanie innego noclegowiska. Znaleźliśmy niby lepszy i czyściejszy, ale
też szału nie było. Sam hostel ok, ale to zamieszkujący go turyści – zaznaczę –
wszyscy z najlepiej rozwiniętych krajów tego świata, nie sprzątają po sobie,
zostawiają syf wszędzie, gdzie się znajdą, zakłócają porządek i ciszę mając
głęboko, że jest np. środek nocy i niektórzy z obecnych może chcieliby coś
pospać… ech.. nie no, szkoda gadać po prostu… Marzyliśmy, żeby jak najszybciej
znaleźć się jak najdalej od takich rozkapryszonych turystów.. „podróżników” czy
„backpakersów” nie udało nam się tam spotkać. Zdumiewającym jest fakt, że w
Afryce w takiego samego typu hostelach było zupełnie inaczej. Szczególnie w RPA
naprawdę spotkaliśmy bardzo dużo białych turystów, ale zawsze wszędzie był porządek.
Nawet jeśli ktoś chciał posiedzieć dłużej w nocy, popiwkować czy coś (sami nie
raz z kimś się zagadaliśmy do późnych godzin), ale zawsze robiło się to z
poszanowaniem innych użytkowników hostelu. A tu?? No mniejsza o to, zobaczymy
jak będzie dalej, może po prostu to my źle (2 razy) trafiliśmy :)
Spędziliśmy zatem 2 dni
spacerując po Melbourne. Miasto robi wrażenie. Nowoczesna architektura
połączona z pięknymi XIX-wiecznymi budowlami. Ponadto bardzo multikulturowo,
bezpiecznie i przyjaźnie. No, może ceny niezbyt przyjazne, szczególnie w
kontekście polskich warunków i zarobków. Wiedzieliśmy, że będzie drogo, ale
ceny nas doprawdy PORAZIŁY :) Dla przykładu – za ten pierwszy obleśny nocleg w
wieloosobowym pokoju, zapłaciliśmy w sumie za dwójkę – 234 zł :/ I to są
standardowe, najniższe ceny zakwaterowania oferowane przez najtańsze
backpackerskie hostele.
Zwiedziliśmy zatem prawie
wszystkie czołowe atrakcje oraz wiele innych zakamarków Melbourne. Zjedliśmy
raz na obiad kotlety z kangura - bardzo
smakowity, a następnie udaliśmy się na wybrzeże, na słynną Great Ocean Road,
ale o tym następnym razem.
Kuba, rekin specjalnie dla Ciebie ;) |
Jak pokażę tego rekina Kubie, to będziecie się musieli tłumaczyć po przyjeździe, dlaczego nie spakowaliście go do plecaka i nie przywieźliście do Linowa:)
OdpowiedzUsuńA u nas powoli nadchodzi wiosna!
Dobra, dobra, już my się wytłumaczymy :)
UsuńNo słyszeliśmy właśnie, że wiosna nadchodzi... Fajno, czyli można już wracać ;)