poniedziałek, 4 marca 2013

Z kraju kangurów i Aborygenów

       Znowu mamy zaległości i to aż tygodniowe, ale tak się dziwnie składa, że odkąd tu przylecieliśmy, jeszcze w żadnym miejscu noclegowym nie mieliśmy internetu za darmo. To już w Afryce było znacznie lepiej pod tym względem ;) Jak już zaś kupowaliśmy dostęp to zużywaliśmy na bieżące potrzeby planowania i organizowania sobie tu czasu. Ale już nadrabiamy... :)
Po długiej podróży, w pn 27/02 wieczorem wylądowaliśmy na australijskiej ziemi. Pogoda przywitała nas przyjemna. Szoku termicznego po wyjściu z samolotu więc nie doznaliśmy. Mimo zmęczenia pół nocy spacerowaliśmy po tętniącym życiem Melbourne. Niestety hostel nie przywitał nas tak miło… O mało co, a mimo rezerwacji i uprzedzenia, że będziemy późno, a by nas nie wpuścili, bo recepcja była nieczynna, a drzwi zamknięte. Na szczęście po jakimś czasie jeden z gości tam mieszkających wezwał panienkę z obsługi i nas wpuściła. Na dole miejsce wyglądało dość normalnie, dopóki nie weszliśmy do naszego pokoju (dormu), dzielonego z 3 innymi ludźmi i w którym to pokoju panował przeokropny bałagan, bród i smród. Witki nam opadły. A jak weszliśmy do kuchni, opadło nam jeszcze więcej. Szybko zatęskniliśmy za afrykańskimi backpackerskimi hostelami. :/ No ale cóż zrobić.. witaj Australio?!? ;)
Następnego dnia rano obudził nas deszcz :/ i ogólnie pogoda iście angielska. Pomimo to udaliśmy się na poszukiwanie innego noclegowiska. Znaleźliśmy niby lepszy i czyściejszy, ale też szału nie było. Sam hostel ok, ale to zamieszkujący go turyści – zaznaczę – wszyscy z najlepiej rozwiniętych krajów tego świata, nie sprzątają po sobie, zostawiają syf wszędzie, gdzie się znajdą, zakłócają porządek i ciszę mając głęboko, że jest np. środek nocy i niektórzy z obecnych może chcieliby coś pospać… ech.. nie no, szkoda gadać po prostu… Marzyliśmy, żeby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od takich rozkapryszonych turystów.. „podróżników” czy „backpakersów” nie udało nam się tam spotkać. Zdumiewającym jest fakt, że w Afryce w takiego samego typu hostelach było zupełnie inaczej. Szczególnie w RPA naprawdę spotkaliśmy bardzo dużo białych turystów, ale zawsze wszędzie był porządek. Nawet jeśli ktoś chciał posiedzieć dłużej w nocy, popiwkować czy coś (sami nie raz z kimś się zagadaliśmy do późnych godzin), ale zawsze robiło się to z poszanowaniem innych użytkowników hostelu. A tu?? No mniejsza o to, zobaczymy jak będzie dalej, może po prostu to my źle (2 razy) trafiliśmy :)
Spędziliśmy zatem 2 dni spacerując po Melbourne. Miasto robi wrażenie. Nowoczesna architektura połączona z pięknymi XIX-wiecznymi budowlami. Ponadto bardzo multikulturowo, bezpiecznie i przyjaźnie. No, może ceny niezbyt przyjazne, szczególnie w kontekście polskich warunków i zarobków. Wiedzieliśmy, że będzie drogo, ale ceny nas doprawdy PORAZIŁY :) Dla przykładu – za ten pierwszy obleśny nocleg w wieloosobowym pokoju, zapłaciliśmy w sumie za dwójkę – 234 zł :/ I to są standardowe, najniższe ceny zakwaterowania oferowane przez najtańsze backpackerskie hostele.
Zwiedziliśmy zatem prawie wszystkie czołowe atrakcje oraz wiele innych zakamarków Melbourne. Zjedliśmy raz na obiad kotlety z kangura  - bardzo smakowity, a następnie udaliśmy się na wybrzeże, na słynną Great Ocean Road, ale o tym następnym razem.    


 






Kuba, rekin specjalnie dla Ciebie ;)







 

2 komentarze:

  1. Jak pokażę tego rekina Kubie, to będziecie się musieli tłumaczyć po przyjeździe, dlaczego nie spakowaliście go do plecaka i nie przywieźliście do Linowa:)
    A u nas powoli nadchodzi wiosna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, dobra, już my się wytłumaczymy :)
      No słyszeliśmy właśnie, że wiosna nadchodzi... Fajno, czyli można już wracać ;)

      Usuń