Z Kaikoury ruszyliśmy nadmorską
drogą do największego miasta południowej wyspy – Christchurch. Najbardziej angielskie,
nazywane jest ,,miastem parków i ogrodów”, których jest tu od liku – na styl
brytyjski właśnie. Bardziej jednak od zieleni, architektury i multikultury,
wrażenie na nas wywarła ,,Czerwona Strefa”. Jest to zamknięty, odgrodzony
obszar w centrum, po tym, jak we wrześniu 2010 oraz lutym 2011 zatrzęsła
się tam ziemia – odpowiednio 7.1 oraz 6.3 stopni w skali Richtera. Część
budynków zawaliło się całkowicie, inne częściowo, ale najwięcej jest takich, co
nadal stoją, tylko ze względów bezpieczeństwa zostały zamknięte dla użytku. Potłuczone
szyby, pozawalane dachy, zamknięte ulice, zgliszcza. Wygląda to naprawdę
przygnębiająco i uświadamia znikomość możliwości ludzkich w porównaniu z potęgą
natury. W trzęsieniu ziemi zginęło ponad 180 osób i miasto wygląda trochę,
jakby cały czas było w żałobie. Na ulicach jest znacznie ciszej i spokojniej,
niż w innych aglomeracjach podobnych rozmiarów. Niemniej, cały czas trwają intensywne
prace naprawcze więc może za jakis czas Christchurch odzyska dawną świetność, i powróci jego znacząca rola w życiu Nowej Zelandii.
|
Słynna katedra Christchurch w odbudowie |
|
Widok na centrum miasta z pobliskiego wzgórza |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz