poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wreszcie ciepło!

11/04 wylądowaliśmy w stolicy Malezji – Kuala Lumpur i wysiadłszy z samolotu doznaliśmy szoku. Bo - po pierwsze, ostatnie dni w NZ trochę już marzliśmy, po drugie lecieliśmy tanimi liniami, które to jednak nie oszczędzały na klimatyzacji i wymarzliśmy przeokrutnie przez 8.5h (skąpy kocyk można było sobie kupić za ok 75 zł!), no i wyszliśmy z tego samolotu i dostaliśmy jakby gorącym obuchem w łeb :) Poczuliśmy się jak na basenie albo saunie – gorąco i parnie.  Była godzina ok 18ej, a temp powietrza wynosiła grubo ponad 30 st, wilgotność zaś chyba ze 100 % :) I tak jest codziennie, w zasadzie niezależnie od pory dnia czy nocy. Cudownie!!! :)  Co niektórzy z nas się cieszą, co niektórzy troszeczkę narzekają, że jednak ciut za gorąco. ;) (zgadnijcie kto co?  ;))
 W Kuala Lumpur spędziliśmy 1.5 dnia, ale jeszcze nie zwiedziliśmy wszystkiego co byśmy chcieli i jeszcze tam wrócimy, zdjęć zatem przybędzie, więc i posta zamieścimy jak już będzie komplet materiałów. Jedno co możemy powiedzieć już teraz to to, że jest zupełnie inaczej! Trochę podobnie do Afryki, a jednak inaczej. Jeszcze nie potrafimy dokładnie określić wszystkich zasadniczych różnic, ale pewnie przyjdzie to z czasem. Jedno wiemy na pewno - trafiliśmy do kulinarnego raju! Jest tyyyle jedzenia, i taaakie, wszędzie gdzie nie spojrzysz. Ehh.. te zapachy i smaki.. i owoooce. I tanioszka! W zasadzie odkąd opuściliśmy tą biedniejszą część Afryki, a dokładniej - odkąd opuściliśmy Malawi, to tak dobrze i smacznie się nie żywiliśmy. Jest podobnie jak na Zanzibarze, ale jeszcze więcej i lepiej! I wszystko dostępne tak od ręki, na ulicznych straganach i takie pyyyszne.. No i znowu się przytyje, eh, ale weź tu się oprzyj takim wyszukanym, egzotycznym smakołykom ;)

To tyle zatem na razie w kwestii pierwszych malezyjskich wrażeń. Byliśmy też już w dżungli, ale o tym następnym razem. Mamy zaś do przekazania pewien komunikat. Otóż, wszem i wobec chcielibyśmy oznajmić, iż z różnorakich przyczyn i przeplatających się ze sobą w mniejszym lub większym stopniu czynników osobisto-rodzinno-tęsknotowo-kasowo-czasowych itd. postanowiliśmy powrócić niebawem na łono ojczyzny. Otóż zaraz po zwiedzeniu Malezji, 30 kwietnia br, o godz. 12 czasu lokalnego, jak wszystko pójdzie dobrze, po 8-miesięcznej tułaczce, nasze nogi postaną na okęckiej płycie lotniska. :) Z jednej strony się cieszymy, bo troszkę za Wami już tęsknimy ;), z drugiej zaś taki niedosyt, bo tyyle jeszcze do zobaczenia... ale cóż, musi coś przecież zostać na następny raz ;)
Tymczasem więc - do rychłego! :)

4 komentarze:

  1. No wreszcie!!!! Najwyższa pora!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wojtek każe dopisać, że perła czeka i kiełbasa z grilla :) Do zobaczenia w weekend majowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za kiełbasą to tak niekoniecznie aż bardzo tęsknimy, ale co do Perły, to mamy nadzieję, że schłodzona będzie na nas czekać już na lotnisku ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale tej perły to będzie musiało być na prawdę DUUUUŻO i to przy każdym spotkaniu, bo przecież opowiadać będzie co:)

    OdpowiedzUsuń