11/04 wylądowaliśmy w stolicy
Malezji – Kuala Lumpur i wysiadłszy z samolotu doznaliśmy szoku. Bo - po
pierwsze, ostatnie dni w NZ trochę już marzliśmy, po drugie lecieliśmy tanimi
liniami, które to jednak nie oszczędzały na klimatyzacji i wymarzliśmy
przeokrutnie przez 8.5h (skąpy kocyk można było sobie kupić za ok 75 zł!), no
i wyszliśmy z tego samolotu i dostaliśmy jakby gorącym obuchem w łeb :) Poczuliśmy
się jak na basenie albo saunie – gorąco i parnie. Była godzina ok 18ej, a temp powietrza
wynosiła grubo ponad 30 st, wilgotność zaś chyba ze 100 % :) I tak jest codziennie,
w zasadzie niezależnie od pory dnia czy nocy. Cudownie!!! :) Co niektórzy z nas się cieszą, co niektórzy
troszeczkę narzekają, że jednak ciut za gorąco. ;) (zgadnijcie kto co? ;))
W Kuala Lumpur spędziliśmy 1.5 dnia, ale
jeszcze nie zwiedziliśmy wszystkiego co byśmy chcieli i jeszcze tam wrócimy,
zdjęć zatem przybędzie, więc i posta zamieścimy jak już będzie komplet
materiałów. Jedno co możemy powiedzieć już teraz to to, że jest zupełnie inaczej! Trochę podobnie do Afryki, a jednak inaczej. Jeszcze nie potrafimy dokładnie określić wszystkich zasadniczych różnic, ale pewnie przyjdzie to z czasem. Jedno wiemy na pewno - trafiliśmy do
kulinarnego raju! Jest tyyyle jedzenia, i taaakie, wszędzie gdzie nie spojrzysz.
Ehh.. te zapachy i smaki.. i owoooce. I tanioszka! W zasadzie odkąd opuściliśmy
tą biedniejszą część Afryki, a dokładniej - odkąd opuściliśmy Malawi, to tak
dobrze i smacznie się nie żywiliśmy. Jest podobnie jak na Zanzibarze, ale
jeszcze więcej i lepiej! I wszystko dostępne tak od ręki, na ulicznych
straganach i takie pyyyszne.. No i znowu się przytyje, eh, ale weź tu się
oprzyj takim wyszukanym, egzotycznym smakołykom ;)
To tyle zatem na razie w kwestii
pierwszych malezyjskich wrażeń. Byliśmy też już w dżungli, ale o tym następnym razem.
Mamy zaś do przekazania pewien komunikat. Otóż, wszem i wobec chcielibyśmy oznajmić,
iż z różnorakich przyczyn i przeplatających się ze sobą w mniejszym lub większym
stopniu czynników osobisto-rodzinno-tęsknotowo-kasowo-czasowych itd.
postanowiliśmy powrócić niebawem na łono ojczyzny. Otóż zaraz po zwiedzeniu
Malezji, 30 kwietnia br, o godz. 12 czasu lokalnego, jak wszystko pójdzie dobrze,
po 8-miesięcznej tułaczce, nasze nogi postaną na okęckiej płycie lotniska. :) Z
jednej strony się cieszymy, bo troszkę za Wami już tęsknimy ;), z drugiej zaś
taki niedosyt, bo tyyle jeszcze do zobaczenia... ale cóż, musi coś przecież zostać na
następny raz ;)
Tymczasem więc - do rychłego! :)
No wreszcie!!!! Najwyższa pora!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWojtek każe dopisać, że perła czeka i kiełbasa z grilla :) Do zobaczenia w weekend majowy :)
OdpowiedzUsuńZa kiełbasą to tak niekoniecznie aż bardzo tęsknimy, ale co do Perły, to mamy nadzieję, że schłodzona będzie na nas czekać już na lotnisku ;)
OdpowiedzUsuńAle tej perły to będzie musiało być na prawdę DUUUUŻO i to przy każdym spotkaniu, bo przecież opowiadać będzie co:)
OdpowiedzUsuń