W Christchurch spotkaliśmy się z
Danie’m z RPA, znajomym tych Południowoafrykańczyków, których poznaliśmy ostatniego
dnia w Durbanie. Danie słysząc, że zwiedziwszy już Christchurch wybieramy się dalej
na zachód, stwierdził, że nie możemy opuścić tych okolic bez odwiedzenia
kilku świetnych miejsc. Obiecał, że nie będziemy żałować i że będziemy
zachwyceni. Tak też było.
Objechaliśmy
cały półwysep Banks oraz spędziliśmy przemiłe chwile w uroczym miasteczku
Akaroa. Spotkała nas też tam ciekawa rzecz. Otóż spacerując sobie po wybrzeżu, zagadnął
nas w pewnym momencie jeden pan-staruszek. Zapytał, skąd jesteśmy i po chwili
zastanowienia powiedział, cyt: „wy – polski, ja – czeski”. Okazało się, że jest
powojennym uciekinierem z Czech. Przypłynął do Nowej Zelandii jako małe dziecko
i nie zna już nawet swojego rodowitego języka. Opowiedział nam także, że tym
samym statkiem, przed komunistycznym reżimem uciekało wielu
Polaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz