Drogą przez Arthur’s Pass znów dotarliśmy
na zachodnie wybrzeże, skąd skierowaliśmy się na południe, w kierunku Haast. W
międzyczasie odwiedziliśmy wąwóz o nazwie Hotikika Gorge, gdzie płynie nieprawdopodobnie i nienaturalnie
mleczno-niebieska rzeka. Barwę swą zawdzięcza wodzie z wyżej pochodzących
lodowców i wypłukiwanych przez nią po drodze skał wapiennych. Ciekawe zjawisko.
Patrzyliśmy z niedowierzaniem, że to jakaś atrapa może ;), ale nie, naprawdę, sprawdziliśmy,
woda ta jest prawdziwa! :) Widzieliśmy wcześniej i później wiele jeszcze
podobnych, ale nie miały, aż tak intensywnego koloru jak ta. Spędziliśmy tu
nawet nocleg, by nazajutrz (29/03) zobaczyć obowiązkowe punkty na turystycznej mapie NZ – lodowce.
No i cóż, odhaczyliśmy będące niezwykłą
atrakcją turystyczną glacki – Franz Josef i Fox. Pierwszy raz w tym kraju się
jednak nieco rozczarowaliśmy :/ Naprawdę
nie zrobiły na nas specjalnego wrażenia, szczególnie ten pierwszy (Franz Josef), większy i
bardziej rozreklamowany. Tłumy gapiów, wycieczki, helikoptery, samoloty. Lód
brudny, zapiaszczony, a tak się cieszyliśmy na ta wizytę, że śnieżek będzie
można pooglądać, może dotknąć nawet, a tu nici ;) Oczywiście towarzyszące lodowcom
góry - piękne oraz płaskie doliny powstałe po cofaniu, bardzo
interesujące. Co było również fajne, to szczegółowe opisy i zdjęcia pokazujące
jak lodowce się cofały i tabliczki z informacjami dokąd kiedy sięgały. Np. dojeżdżasz
do parkingu skąd zaczyna się szlak, a tu tabliczka, że w tym miejscu był
lodowiec w tym i tym roku, i tak w różnych miejscach. A, i jeszcze fajne rzeki,
które z topniejących tych glacków płyną, z wodą tak szarą, że aż nie do
uwierzenia po tym jak się człowiek naoglądał tej niebieściutkiej.
Franz Josef Glacier |
Fox Glacier |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz