wtorek, 9 kwietnia 2013

Dziki zachód



Następnego ranka po Abel Tasman (21/03), pełni świeżości i energii ;) ruszyliśmy w stronę naszego kolejnego celu – Alp Południa. Rozciągają się one przez większą część zachodniego wybrzeża południowej wyspy. To wielkie, dzikie i majestatyczne pasmo górskie przecinają zaledwie trzy drogi – każda inna, każda biegnąca przez różne ich partie i każda jeszcze bardziej efektowna od poprzedniej ;) My mieliśmy najpierw przejechać pierwszą od północy, biegnącą przez przesmyk zwany Lewis Pass. Z racji odległości oraz wielu ciekawych miejsc i atrakcji znajdujących się po drodze, trasę musieliśmy podzielić na dwa dni.
         Z niewielkiej mieściny - Marahau w Parku Tasmana pojechaliśmy zatem na południe, zahaczając po drodze jedno z jezior Nelsona – Rotoroa. Dłuższe raczenie się pięknymi okolicznościami przyrody skutecznie wybiły nam z głowy chmary muszek gryzących nas podle. Uprzedzili nas co prawda o nich nasi oklandzcy znajomi, nie mniej łudziliśmy się, że ich nie spotkamy, ale niestety. Przypominają one te małe muszki (meszki) występujące w niektórych regionach Polski w tym, zwykle krótkim i niekoniecznie ciepłym okresie roku, nazywanym hucznie latem ;)  Z tym, że te nowozelandzkie, typowe dla zachodniej i środkowej części Wyspy Południowej, są bardziej żarłoczne.
Dalej odwiedziliśmy najdłuższy most wiszący w tym kraju (110m) - Buller Gorge Swingbridge. W ochronnych skafandrach i wysmarowani specjalnym olejkiem, mieliśmy chwilowy spokój od krwiopijczych owadów ;)
Na zachodnie wybrzeże dotarliśmy w miasteczku Westport – położonym nieopodal malowniczego przylądka Foulwind, zamieszkałego przez ,,pachnącą”, acz nieliczną kolonię foczek. Stamtąd udaliśmy się na południe w kierunku Greymouth, szosą biegnącą między morzem a górami, oświetlanymi ostatnimi promieniami zachodzącego słońca – niczego sobie widoki ;) Jedne z ciekawszych jakie mieliśmy okazję na wybrzeżach oglądać :)
Przenocowaliśmy w niewielkiej osadzie o nazwie Punakaiki, znanej ze świetnych formacji skalnych o kształtach przypominających sterty naleśników (Pancake Rocks). Woda, wiatr i piasek przez wiele tysięcy lat zrobiły to, co niejedna gosposia potrafi zrobić przez parę godzin, choć pewnie nie tych rozmiarów;)
W okolice Lewis Pass dotarliśmy popołudniu –  wystarczająco wcześnie, aby skoczyć na niedługi szlak prowadzący nad Jezioro Daniell, zacisznie umiejscowionego między rosnącymi tutaj dopiero Alpami. Następny ranek przyniósł nam idealną pogodę na piesze górskie wycieczki ;) Pospacerowalim, popodziwialim, zmęczylim i dalej w drogę – na drugą stronę wyspy.


* Lake Rotoroa (Nelson Lakes National Park) 



* Buller Gorge Swingbridge



* Przylądek Foulwind




* Droga z Westport do Greymouth






* Pancake Rocks w Punakaiki






* Lewis Pass Highway  (widoki z trekingów i z drogi)









5 komentarzy:

  1. Uwielbiam wszystkie wasze zdjecia i opisy!!! Napawam sie tymi widokami ogladajac je po kilka razy. Zazdroszcze, a jednoczesnie ciesze sie Waszym szczesciem i jestem z Was dumna!!!!!! bo niewielu ma/mialoby tyle odwagi co wy, udajac sie samotnie na te wszystkie szlaki gorskie czy ''spacerujac'' :) nocami pod obserwacja milionow ''swiecacych oczu''. Mnie sama przeszedl dreszczyk jak to tylko czytalam :) Extra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze skromnością dziękujemy bardzo za te pochwały i cieszymy się, że zdjęcia i opisy się podobają. :) Nam NZ podoba się tez bardzo, gdzie się nie ruszyć jest pięknie i bezpiecznie. Co do tej odwagi zaś, to nieee, my to nic. Jakich my podróżników spotykamy czasem..eh.., oni to dopiero są, jak np podróżują rowerami albo pływają, my przy nich to cienkie bolki jesteśmy ;)

      Usuń
  2. oooooooooooo jak miło widzieć Was w kurtkach, to jakaś odmiana :) aż mi mniej żal oglądając zdjęcia!!!!!!!!! Piękne skały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież pisaliśmy, że kurtki to tylko skafandry ochronne przed muszkami, a nie przed zimnem ;P Ale fakt, zimno też zaczęło nam tam już doskwierać powoli.

      Usuń
  3. A u nas w końcu wiosna! dziś było nawet +16 stopni! i słońce cały dzień:) Sezon letni uważamy za otwarty: wszystkie zabawki są już w piaskownicy, huśtawki zawisły na swych miejscach, pierwsze przejażdżki na rowerach a nawet na hulajnodze mamy już za sobą. A Emilkę z płaczem, na siłę trzeba do domu zabierać z podwórka.
    Piękna ta Nowa Zelandia. Czy w miastach i miasteczkach też jest tak ładnie i czysto?

    OdpowiedzUsuń