niedziela, 14 kwietnia 2013

Mały look na Mount Cook



Prosto z lodowców udaliśmy się wybrzeżem na południe do Haast, stamtąd odbiliśmy do Wanaka, a następnie na północ. Oczywiście widoki po drodze znów powalające. Kierowca ma tam strasznie trudno by skupić się na drodze ;) Noc zastała nas w Omaramie, gdzie przenocowaliśmy, aby następnego dnia skoro świt zawitać pod najwyższym szczytem Nowej Zelandii – Mt Cook (3754 m). Baliśmy się bardzo o pogodę, gdyż góry tamtejsze bardzo często toną w chmurach i/lub pada, jak zresztą na całym zachodnim wybrzeżu. My jednak na szczęście! tego nie zauważyliśmy :D
Jechaliśmy w stronę Cooka wraz ze wschodzącym słońcem i już z bardzo daleka było ją widać w pełnej okazałości. Z bliska zaś urzekła nas bez reszty. :) Wspinaczka na jej zlodowaciały wierzchołek to nic innego jak wielka wyprawa alpinistyczna z pełnym oprzyrządowaniem, wymagająca znacznych przygotowań i kapitału, obeszliśmy się więc smakiem, ciesząc jedynie oczy jej majestatycznym widokiem. Zrobiliśmy za to kilka krótkich treków u podnóża góry.
Bardzo spodobały nam się okoliczne lodowce, w szczególności Tasman Glacier wraz z jego zjawiskowym jeziorem. Wg nas znacznie ciekawsze od osławionych Josefa i Foxa. I znów polodowcowy krajobraz, który cały czas zadziwia, tu jeszcze bardziej okazały niż dotychczas – ogromne połacie zupełnej płaskości i nagle strome, pionowe góry.  
Tu również wreszcie po raz pierwszy mieliśmy bliski kontakt z występującymi licznie w Alpach Południowych papugami Kea. Są to bardzo inteligentne i silne ptaki… przyzwyczajone do ludzi i popisujące się przed nimi, by zarobić coś do jedzenia. Często wręcz wymuszają kąski poprzez niszczenie ludzkiego mienia, jak np. wydłubywanie uszczelek z okien samochodów, obgryzanie lakieru (to widzieliśmy na własne oczy!). Są podobno w stanie z łatwością oderwać wycieraczkę do szyb. My więc na Kee większej uwagi nie zwracaliśmy, w obawie co by nasza Rakieta nie padła ofiarą papuziej grabieży :)



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz